Bony podarunkowe Podaruj ebooka
ODBIERZ TWÓJ BONUS: »
« < 4630 4631 4632 4633 4634 ... 4651 > »

Dexter. Taki sympatyczny morderca

„Bo w szaleństwie tkwi metoda.”. Tak jednym zdaniem mogłabym określi twórców serialu jak i samego autora książek o seryjnym, ale bardzo sympatycznym mordercy o imieniu Dexter. Rzadko kiedy się zdarza się by widz, bądź czytelnik zaprzyjaźniał się ze zbrodniarzem, a co więcej, kibicował mu podczas dokonywania zbrodni. Chociaż ja sama widziałam zaledwie dwa odcinki serialu, po tej lekturze stwierdziłam, że koniecznie muszę nadrobić zaległości.

Głównym motywem książki Howarda i spółki – bo tworzy ją nie tylko on, ale i szereg wyspecjalizowanych i zaznajomionych z Dexterem ludzi, profesorów i wykładowców, jest ukazanie paradoksu głównego bohatera, który choć morduje z zimną krwią zyskuje rzesze fanów i oddanych miłośników jego mordów. W obszernych pięciu częściach lektury, które to dzielą się jeszcze na mniejsze podrozdziały, krok po kroku przedstawiają nam świat w jakim obraca się główny bohater i triki jakich używa by pozyskać taki a nie inny efekt. Ale co tak naprawdę sprawia, że już od pierwszej chwili zakochujemy się w Morganie. Odpowiedź również znajduje się w książce. W „Sympatycznym mordercy” oprócz ogólnych rozważań znaleźć można wywiady z autorem powieści, scenarzystą i producentem serialu jak i piękny spis i katalog wszystkich odcinków telewizyjnego show. Dzięki dobranej redakcji książka nadaje się dla każdego, kto chociaż raz słyszał o Dexterze.

Musze powiedzieć, że książka powaliła mnie na całego. Chociaż nie jestem aż tak bardzo zaznajomiona z serialem, ani tym bardziej z serią książek, całą lekturę Howarda łyknęłam na raz. I chcę jeszcze. Dzięki wykwalifikowanej kadrze autorskiej, obok tej pozycji nie da się przejść obojętnie. Sama postać Dextera Morgana została rozłożona na części pierwsza i ukazana z najdrobniejszymi detalami, dzięki czemu łatwiej jest nam zgłębić sukces tejże osoby, jak i nasze zamiłowanie do niej. Bo w końcu nie często się zdarza, że zostajemy fanami mordercy z piekła rodem. Sam bohater mówi o sobie, że „jest bardzo schludnym potworem”. Jak widać nie przebiera w słowach. Mimo iż jest to niepozorny i małomówny mężczyzna, posiada drugą stronę – mroczną i tajemniczą, w której nie ma miejsca na współczucie. Bezapelacyjnie jest to osoba wielowymiarowa, i podziwiam Howarda i resztę, którzy postanowili zmierzyć się z nim, by uchylić rąbka tajemnicy sukcesu i powodzenia serialu – bo głównie o nim jest mowa.

Napisana lekkim stylem bardzo szybko trafia do potencjalnego odbiorcy tekstu. Autorzy nie bawią się w filozoficzne rozważania i nie posługują się kolokwialnym słownictwem, tylko wykładają kawę na ławę, bez zbędnych ceregieli. Jest tak, tak i tak – koniec kropka, więcej nie ma. Książka oprócz głównych rozdziałów została wzbogacona w masę cytatów z serialu, dzięki czemu jest bogatsza i ciekawsza. Wydanie również jest na wysokim poziomie – zero błędów, czytelna czcionka i fikuśnie ozdobione tytuły. Cieszy oko i pozytywnie wpływa na odbiór.

Książka naprawdę robi wrażenie. I chociaż większość z was powie: „Następny szmelc do zarobienia pieniędzy, nie wnoszący nic nowego.” Ja wam mówię tu i teraz: a wcale, że nie. W morzu przewodników po „Zmierzchu” , „Harrym Potterze” i innych kasowych produkcjach filmowych, ta książka to dzieło wielkiego formatu, które naprawdę napisane jest z pasją i zamiłowaniem, a nie z chęcią zarobienia forsy. Z jednej strony cieszę się, że książka została oparta tylko na trzech sezonach – bo nie zdradza zbyt wiele, z drugiej – wielka szkoda, bo w czwartym i piątym to się dopiero dzieje. Nie mniej jednak zachęcam, a nawet nakłaniam was do sięgnięcia po „Dextera. Takiego sympatycznego mordercę” gdyż jest to książka warta uwagi i przeczytania. Zapewniam was, że macie gwarantowane parę godzin dobrej zabawy, w której to Dexter przeniesie was w mroczny świat swojego alter ego.
http://www.larysa-recenzuje.blogspot.com/ Larysa, 2012-07-07

Głodne emocje. Jak schudnąć mądrze, skutecznie i na zawsze

Poradniki to takie książki, które często kupujemy po to by przed samym sobą pokazać, że coś naprawdę chcemy w naszym życiu zmienić, że nam zależy. Myślę, że jeżeli z takich powodów ktoś sięgnie po „Głodne emocje” to się rozczaruje. To bardzo wymagająca książka. Bo albo ją tylko przerzucamy i nic więcej albo zabieramy się do czytania a wtedy przed nami naprawdę dużo ćwiczeń, zadań.

Anna Sasin w pierwszej części książki cytuje, albo odwołuje się bezpośrednio do Beck’a i Burns’a (ten drugi nie trafił do bibliografii a moim zdaniem powinien) a ja uwielbiam „feeling good. The new mood therapy” Burns’a więc w całości zgadzam się z zaproponowanymi a bardziej przetłumaczonymi ćwiczeniami z tego podręcznika.

Ze strony poradnikowej uważam, żę to dobra książka, jeżeli potem jeszcze sięgniemy do źródeł (Beck, Burns) to naprawdę możemy sobie pomóc. Potem autorka proponuje plany żywieniowe – cóż ja bym na takiej diecie nie wytrzymała ale może ktoś inny tak.

Do połowy to dobry poradnik, od połowy książki to dietetyczne improwizacje, które mnie nie przekonują.

Książek o jedzeniu nigdy za dużo, tym bardziej, że sama kiedyś byłam na diecie, a teraz zwracam uwagę bardzo na to co jem.

Obecnie powód jest inny – bo wiem, że jak nie nakarmię odpowiednio moich komórek to organizm nie będzie biegał tak jak chcę, to książka była ciekawą lekturą.
oneginetatopa.blogspot.com Dota, 2012-07-16

Filozofia f**k it, czyli jak osiągnąć spokój ducha

Mam nadzieję, że biorąc do ręki nasz magazyn, pozwoliliście sobie na odrobinę relaksu. Zaparzyliście ulubioną herbatę, rozsiedliście się wygodnie w fotelu i na te kilka chwil zapomnieliście o wszystkich swoich problemach, niepozałatwianych sprawach i goniących terminach. Bardziej jednak prawdopodobne jest, że czytacie tę recenzję w zatłoczonych autobusie, spiesząc się do pracy w nadziei, że nikt nie zauważy waszego kolejnego spóźnienia. Próbowaliście już technik medytacyjnych, przerzuciliście setki stron na temat walki ze stresem, nie wspominając już o niebagatelnym wydatku na osobistego coacha? A próbowaliście kiedyś powiedzieć po prostu, co myślicie o kolejnych zadaniach, szefach i tłoku w metrze? Nie?
Zdaniem autora najlepsze, co można zrobić, to powiedzieć sobie „f**k it”. To najlepszy, uniwersalny sposób na walkę z przytłaczającą nas codziennością. Błahostki czy nie, nasze problemy urastają do monstrualnych rozmiarów, kiedy dzień po dniu, godzina po godzinie nieprzerwanie analizujemy dziesiątki możliwych rozwiązań. Może więc warto poluzować? Skierować umysł na nieco inne tory? To żadna nowość. Na pewno czytaliście o tym dziesiątki razy. Ale czy ktokolwiek pisał o tym tak dosadnie jak John C. Parkin? Czy ktokolwiek przed nim odważył się nazwać Najwyższą Drogą Duchową filozofią „Pieprz to”? Chyba nie.
VEGE 2012-07-13

Campa w sakwach, czyli rowerem na Dach Świata

Campa, tak nazywa się w Tybecie gruboziarnista mąka z prażonego jęczmienia. Można z niej zrobić placki lub dodać do herbaty, w której już jest sól i masło. Podstawa wyżywienia Tybetańczyków stała się w 2006 roku głównym posiłkiem również dla p. Piotra Strzeżysza, gdyż to właśnie Tybet obrał sobie wtedy za cel podróży.

Rower, dwie sakwy najpotrzebniejszych rzeczy, zapas pieniężny i w drogę. Najpierw kierunek Chiny- Pekin. To tam p. Piotr stwierdził, że bariera językowa to straszna sprawa. Chińskie krzaczki są zdecydowanie niezrozumiałe, a zaczepianie tubylców w większości przypadków nic nie daje. Na szczęście dzięki swej wytrwałości udało mu się przezwyciężyć ten problem i przejechać do Lhasy. Tam oczywiście znów natrafił na przeszkodę, tym razem jednak w postaci upartych biurokratów. Kwitek tu, pozwolenie tam, tego nie wolno, tamtego nie wolno. Sytuacja wyglądała już dość źle, ale znów podróżnikowi udało się z niej wybrnąć i ruszyć dalej. Pan Piotr w trakcie swego wyjazdu zmierzył się z wieloma przeciwnościami losu, jednak efektem ich przezwyciężenia była niesamowita podróż po Tybecie, Dachu Świata.

Książka jest chronologicznym zapisem całego wyjazdu. Autor opisuje w niej praktycznie dzień po dniu jak wyglądała przeprawa przez wymagające masy dokumentów Chiny, gdzie na każdym kroku musiał się wystrzegać ostrych potraw, oraz przez sam Tybet, pełen pięknych widoków, zmiennej pogody i malutkich wioseczek. Jego wspomnienia pełne są osobistych refleksji, dlatego po części ma się wrażenie jakby czytało się skierowany do nas pamiętnik albo list. Malownicze krajobrazy, odgłosy prawdziwej, dzikiej natury czy w końcu spotkania z autochtonami jawią się w naszej wyobraźni, jak gdyby były naszymi osobistymi doświadczeniami, gdyż są opisane z ogromną plastycznością.

Pan Piotr mówi o wszystkim, co go spotkało niczego przy tym nie idealizując. Nie kryje się z wyrażaniem negatywnej opinii o natrętnych dzieciach, i dorosłych, którzy sądzą że każdy obcokrajowiec to bogacz i starają się wyłudzić od niego pieniądze. Przedstawia on również paradoksy chińskiej biurokracji, gdzie wszyscy każą wykupować turystom pozwolenia, a później nigdzie ich nie egzekwują. Strzeżysz opowiada nam też o biednych wioskach, gdzie ludzie posilają się wyłącznie campą, a gdy przybywa gość nie wahają się i dzielą się tym, co mają. W Tybecie widzi zarówno dobre jak i złe strony. Jego relacja oddziałuje na nasze emocje, gdyż wyczuwa się w niej autentyzm i szczerość.

Wielokrotnie opisy miejsc i wydarzeń przeplatają się z ogólnymi przemyśleniami podróżnika. Jazda na rowerze i odkrywanie nowych miejsc są jego pasją, dlatego lubi, gdy mu się w tym nie przeszkadza. Nie jest on introwertykiem, ale gdy ktoś ma mu towarzyszyć, wcale nie czuje się z tego zadowolony. Komentarze o np. udawanym smutku, bo ktoś jednak z nim nie pojedzie, trochę mnie momentami denerwowały. Na szczęście był to jedyny taki element, który uznałabym za negatywny.

Styl w jakim pisze pan Piotr jest lekki i prosty, dlatego czytanie jego relacji to prawdziwa przyjemność. Autor jest osobą otwartą, ciekawą świata oraz nowych miejsc. Wie, że aby nie urazić Tybetańczyków musi się dostosować do pewnych zachowań. Ciekawostki związane z życiem na Dachu Świata, kulturą jaka tak panuje, ludnością i religią są interesujące i powodują, że w człowieku budzi się swoista chęć wyjazdu. Dla osób, które są już zdecydowane odbyć takową podróż książka ta nadaje się jako niezły przewodnik. Autor przybliża bowiem, co i gdzie robić, aby jakoś przetrwać w tych nietypowych dla nas warunkach oraz jak ciężki jest taki wyjazd rowerem i jakie niebezpieczeństwa czy problemy się z nim łączą.

Wydanie jakim uraczyło nas wydawnictwo Bezdroża również zasługuje na chwilkę uwagi. Piękna okładka z widokiem na góry przykuwa nasz wzrok. W środku bardzo dobra jakość papieru i sporo zdjęć ze zbioru autora. Fotografie w tego typu książkach zawsze mnie cieszą, gdyż mam wtedy możliwość ujrzeć to, co widział podróżnik.

Do tej pory o Tybecie wiedziałam niewiele i nie spodziewałam się, że może okazać się tak interesującym miejscem. Relacja p. Piotra otworzyła mi oczy i rozbudziła zainteresowanie kolejną niezwykłą kulturą. "Campa w sakwach" jest ciekawą i lekką książką, z gatunku podróżniczej literatury i na pewno spodoba się ludziom, którzy czują w sobie pociąg do odkrywania świata.
jarken.blogspot.com JARKA, 2012-07-05

Podręcznik Przygody Rowerowej

Podręcznik, jak powszechnie wszystkim edukującym się bądź już dawno wyedukowanym wiadomo, powinien przede wszystkim spełniać dwie funkcje: dydaktyczną i informacyjną. Jeśli przy tym dodatkowo jeszcze motywuje, bawi i ukierunkowuje, to nie zaszkodzi po niego sięgnąć. Czego zatem można spodziewać się po otworzeniu „Podręcznika przygody rowerowej”?

Liczna grupa rowerowych zapaleńców przedstawia w sześciu rozdziałach rozmaite wskazówki jak przygotować, odbyć i przeżyć podróż rowerem. Są to rady zarówno dla prawdziwych żółtodziobów, jak i doświadczenia dla profesjonalnych fanów jednośladu. Dowiemy się zatem kilku rzeczy o tym, czy trasa powinna przebiegać „wzdłuż” czy „dookoła”. Czy rower można przygotować na niemalże każdą ewentualność. Jaki przegląd przed wyjazdem powinniśmy przejść my sami i jak przygotować na to naszą rodzinę. Jest też o jedzeniu, piciu, ubieraniu się i nocowaniu. Słowem o tym, co przed rozpoczęciem pedałowania, w trakcie i po zejściu z rowera, przyda się i a nawet trzeba wiedzieć. Informacje te są na tyle przydatne, bo mają swoje źródło w przeżyciu niejednej osoby.

Jednak jednym z najbardziej interesujących rozdziałów dla domorosłego podróżnika, jest rozdział szósty, a porządkowo rzecz ujmując pierwszy, o nazwie „Opowieści z drogi”. Znajdziemy w nim kilka historii o tym, jak wygląda badanie świata siłą własnych mięśni. Okazuje się, że nie jest to z jednej strony, aż takie wyzwanie, jak twierdzą niektórzy przemądrzali. Według autorów książki rower, to nie taki znowu nadzwyczajny obiekt. Wystarczy zacząć pedałować i już się jest w drodze.

Samotna wyprawa Joanny przez góry do Tybetu, czy grupowa przeprawa rowerami przez Gobi, to tylko przykładowe zmagania z wieloma pozornymi oczywistościami tego świata. W ciepłym i bezpiecznym miejscu przecież najlepiej wydaje nam się, że podróż, którą mamy przed sobą, będzie wspaniała. Nawet, jeśli pod uwagę bierze się rozmaite niebezpieczeństwa, nie wizualizuje się ostatecznie, niczego złego. Dzikie psy nigdy nas w tych wyobrażeniach nie doganiają, głód nie kłuje w brzuchu, chłód nie przenika do kości, a ludzie napotkani na drodze są przyjaźni i nieszkodliwi. Na pytanie „czy sobie poradzę” buńczucznie odpowiadamy – „nie będzie innego wyjścia”. I wyruszamy. Na pewno nie po to by polec, ale by przeżyć przygodę. I może się niestety okazać, że dużą część drogi nie opuszcza nas uczucie samotności. Psy nas jednak doganiają i szarpią śpiwór. Nasi towarzysze podróży działają nam na nerwy już po przebudzeniu. Egzotyczny krajobraz ze zdjęć staje się monotonny i nużący, a mapa pokazuje świat, którego już dawno nie ma.

I tak właśnie być powinno. Autorzy książki kwitują to całkiem zwyczajnie, ale jakże trafnie: „Każdy z nas ma trochę inny temperament i trochę inaczej oswaja się ze światem i wyzwaniami”. Nie ma jednego dobrego sposobu na jakąkolwiek podróż – nawet tą rowerową. Na całe szczęście. Okazuje się, że kiedy nie mamy innego wyjścia, nie poddajemy się i tym samym przesuwamy nie tylko granicę swojego poznania, ale też wytrzymałości. U kresu drogi towarzyszy rowerzyście i każdemu innemu podróżnikowi tylko uczucie spełnienia i wspaniałe wspomnienie. A to, co zgodnie podkreślają bohaterowie rowerowych opowieści, to jedna nadrzędna wartość podróżowania jednośladem – poczucie wolności.

„Podręcznik przygody rowerowej” to cała gama cennych wskazówek, informacji, a przed wszystkim wiedza z pierwszej ręki. Okazuje się, że w taką podróż może wyruszyć nawet taki rowerzysta, który właśnie dowiedział się, że rower jeździ nie tylko po ścieżkach rowerowych. Ale jedna mała rada. Zanim podąży w jakieś „wzdłuż”, albo dokądś „dookoła”, niech lepiej przeczyta ten podręcznik. Bo jak każdy belfer nie raz powtarzał: „od przybytku głowa nie boli”. I w tym konkretnym przypadku miałby rację.
monoloco.pl Aneta Dziankowska, 2012-07-07
« < 4630 4631 4632 4633 4634 ... 4651 > »